ANTONI KENAR W CZASIE ZAJĘĆ PRZED WARSZTATAMI SZKOLNYMI
ten hart i kilka „zaprzyjaźnionych dusz” wokół Kenarów tej Szkoły by nie było. Pani Halina była podporą organizacyjną i wsparciem duchowym dla Kenara w realizowaniu wizji Szkoły. Czasu prywatnego państwo Kenarowie mieli niewiele, zawsze na pierwszym planie była Szkoła. Pamiętam jak Pani Dyrektor dzieliła się własną pensją, aby przynajmniej raz dziennie „chłopcy” mieli ciepły posiłek. I jak chodziła i błagała gazdów o trochę siana, słomy na wypchanie naszych sienników, aby nam się miękko spało, jak załatwiała nam bilety na kąpiel do miejskiej łaźni, abyśmy choć biedni, ale schludni i czyści byli. Tak samo było z opieką zdrowotną. Mam osobiste w tej sprawie wspomnienie i nadal czuję niezapomnianą wdzięczność. [...]
Stanisław Kulon, Łomianki, luty 1996
Wybuch wojny zastał Kenara na Korsyce. Do Warszawy dotarł 26 grudnia 1939 r. Cały czas okupacji – z przerwą paru miesięcy pobytu w Balicach – spędził w Warszawie. Do jesieni 1940 r. mieszkał na Kolonii Staszica, później na Żoliborzu. W czasie wielkiej „łapanki” 19 września 1940 r. został zabrany z domu. Na Łazienkowskiej siedział 36 godzin. Dzięki staraniom prof. E. Bartłomiejczyka, który pracował w „Społem”, został z paru kolegami wypuszczony. Wrócił wykończony nerwowo, że on wyszedł a tylu zostało. Wciągnięto go do pracy w Ogniskach dla dzieci, zorganizowanych przez Radę Główną Opiekuńczą. Praca ta całkowicie go pochłonęła. Matki nie pamiętał. Ojca stracił jako mały chłopiec, wychowywała go babka. Natura niesłychanie tkliwa, powściągliwy w okazywaniu uczuć, wyżywał się w świecie dzieci. Ognisko na Woli to był jego świat … Dzieci uwielbiały go. Szłam z nim kiedyś ulicą Wolską na przedstawienie organizowane przez niego w szkole, co chwila ktoś się kłaniał: „Dzień dobry, Panie Kenar”. W tak trudnym czasie każdy